O zewnętrznej ciszy...

Autor

Dopadła mnie szczególna w swoim rodzaju dolegliwość. Przynajmniej raz do roku, przez ostatnie kilka lat, wyskakuje mi zapalenie strun głosowych i zamieniam się w niemowę. To mnie wcale nie boli, natomiast tracę zupełnie głos na dwa dni. Dziś jest właśnie ten pierwszy. Człowiek sobie nie zdaje sprawy, jak to utrudnia życie, choć może nie są to jakieś  bardzo uciążliwe dolegliwości, są na świecie gorsze. Zdecydowałam, że biegania nie odpuszczę (swoją drogą, to mnie nadal wprawia w osłupienie, że tak się uzależniłam od tego) i wyruszyłam dziarsko w trasę. Po drodze spotkałam sąsiadów i oni krzyknęli jakieś powitanie, a ja biegnąc obok nich zaczęłam machać łapami przed ich nosami, poruszając  bezgłośnie ustami. Potem pobiegłam dalej, gdzie inni sąsiedzi mają psy ujadające na mojego Gucia. Muszę go zawsze przywołać do siebie, żeby uniknąć wymiany "serdeczneści" przez płot. Wołam i wołam, a Gustaw popędził do odwiecznych wrogów i dopiero gwizdem ściągnęłam go spowrotem. Potem ciągle (przez 6km!) spadały mi ramiączka od stanika, co mnie doprowadzało do szewskiej pasji, myśłałam, że wyskoczę z tej cholernej bielizny, ale wtedy chyba byłoby jeszcze gorzej :D  Pobiegłam sobie bez zatrzymywanki przez 50 min, średnie tempo to 7,5, czyli wolne, bo na bieżni ciągnę 8,5 km/h. Maraton zająłby mi 6 h....

Wczoraj poszałam po raz pierwszy od tygodnia z dietą :(  Pod wieczór spisałam to wszystko, co zjadłam. Niby takie nic, ale zecydowanie nie powinna moja kolacja w ten sposób wyglądać. Kawałek pstrąga, bo akurat był w lodówce, z 10 fig, wafel wyżowy, jeden jogurt owocowy, pół banana, garstkę słonecznika prażonego, gałązka winogron... Zdecydowanie powinnam tego unikać, bo tracę kontrolę nad ilością i kaloriamii. Dziś się będę trzymać diety bardziej rygorystycznie.

Po bieganiu wzięłam prysznic i tak sobie zerknęłam w odbicie lustrzane.... Powiem tylko tyle, że jeszcze strasznie dłuuuuga droga przede mną :( Ale idę tą właściwą :-)

Komentarze

Ja jeszcze długo nie będę mogła biegać, więc zazdroszczę Ci takiego sposobu spędzania wolnego czasu... I podziwiam Twoją determinację! Ja przy najmniejszej niedogodności zdrowotnej znajduję sobie miliardy wymówek.

A co do kolacji - wcale nie była taka zla. Gydbyś nawżerała się czipsów, chleba czy czegoś takiego w podobnych ilościach co owoców, to mogłabyś się bardziej krytykować. Nos do góry, każdemu się zdarza przesadzić.

Jedno takie szalenstwo nie przekreśla całej diety, tylko niewielką jej część. Patrz pozytywnie w przyszłość, nie ogladaj się za siebie, nie rozpaczaj i przede wszystkim wierz, że Ci się uda.

Gratuluję samozaparcia i tak silnej woli, żeby pomimo dolegliwości wybrać się na bieganie. Jesteś dla mnie wzorem do naśladowania :) Ja też zaczęłam biegać z psem i jest to coś cudownego. Tym bardziej, że mój Stefan ma po zimie gorszą kondycję ode mnie :) Biegam ze Stefanem, ale mam też drugiego pieska - też Gucia :)

UUU.. 50 minut bez zatrzymanki ? Super...  Ja tam się zatrzymuję często i potem znowu biegnę :) Ale sama jestem ciekawa ile przebiegnę bez zatrzymania.. ale to będę musiała zacząć tak powoli-taktycznie :D by sił starczyło na dłużej ;]

Pozdrawiam, Chocolate

Dodaj komentarz

Zawartość pola nie będzie udostępniana publicznie.