Jest ze mną aż tak źle?

Autor

Pewnego dnia przeczytałam jeden z postów na odchudzamsie.pl - "Czy słyszeliście o zespole gwałtownego objadania się?" Chciałabym się mylić, ale chyba jestem jedną z osób na to cierpiącą. Nie mam otyłości, ale niemal wszystko inne się zgadza. Poczytałam o tym na kilku innych stronach internetowych i jestem załamana. Opisy pasują do mnie. Przez pierwsze 2 tygodnie diety wszystko było dobrze, ale czułam się wtedy trochę jak nie ja, byłam cały czas zafascynowana odchudzaniem, nie miałam potrzeby objadania się. Pewnego dnia poczułam się znowu sobą, tak jakbym się obudziła z hipnozy. No i znowu się zaczęło. Zawsze miałam duży apetyt, ale nasiliło się to 4 lata temu. Na początku przytyłam przez pół roku 10 kg, potem waga się zatrzymała, może dlatego, że stosowałam 4 dni diety, potem 4 dni obżarstwa. Być może cały problem wyolbrzymiam, szczerze mówiąc wolałabym, żeby tak było. Może po prostu jestem obżartuchem, który woli zrzucić winę na jakiś zespół zaburzeń.

Zupełnie nie wiem, co teraz zrobić. Na początek przerzucę się na metodę zapisywania tego, co zjadłam nadprogramowo. Kilka razy to stosowałam, niestety, nie przyniosło rezultatów. Może tym razem się uda.

To, co czuję podczas napadu głodu idealnie opisuje cytat wypowiedzi Geneeh Roth:  „Bodziec wewnętrzny, który każe się objadać, nie dotyczy tak naprawdę pożywienia, lecz głodu: głodu uczuć, głodu niezrealizowanych marzeń i niewyładowanej złości; głodu własnych, niezrealizowanych możliwości, które czekają na swoją szansę, jak otwierające dzioby ptasie pisklęta. Im bardziej od tego głodu uciekasz, tym większe jest niebezpieczeństwo, że Cię dopadnie i pożre, więc im bardziej uciekasz…tym bardziej się boisz. Musisz bowiem zmagać się w z problemami, które sama stworzyłaś podczas ucieczki: pięcioma, dziesięcioma czy piętnastoma kilogramami nadwagi(…). Okazuje się, że strach przed głodem jest gorszy niż sam głód”. Czasem objadam się już tak po prostu, odruchowo. Zazwyczaj odczuwam potem spokój i rozluźnienie, kiedyś częściej było to ogromne poczucie winy, teraz nie mam już nawet siły się na siebie denerwować.

Teraz waga wskazuje 1 kg więcej, czyli 58,5 kg Doszłam do wniosku, że wystarczy mi schudnąć 7 kg, będę miała wtedy BMI równe 22. Ale jak do tego dojść? Doskonale wiem, jak to zrobić, więc dlaczego tego nie robię?

:(

 

Komentarze

Marynia, zobacz może książkę Beaty Pawlikowskiej pt.  "W dżungli niepewności". To jest  autentyczny zapis rozmowy i wymiany listów pomiędzy autorką a dziewczyną, która cierpiała na zaburzenia odżywiania (objadanie się, głodzenie i in.). Rozbierają te problemy na czynniki pierwsze,  analizują skąd to się bierze, rozmawiają o akceptacji swojego ciała i duszy, marzeniach, spełnianiu się w życiu, miłości... i jak to wszystko wpływa na odżywianie. A ja lubię bardzo Pawlikowską, bo to mądra kobieta jest :-)

.Szczerze mówiąc ta książka nie jest zupełnie o moich problemach, bo ja nigdy się nie obżeram, za to jem za dużo ogólnie i z łakomstwa pobieram dodatkowe racje żynościowe. Sama się sie przekonuję, że to takie nic i od tych frytek to na pewno się nie przytyje, a te pierogi ruskie są z ziemniakami, czyli z warzywkami,więc śmiało z 8 mogę zjeść, itd. Strasznie dużo głupot jestem w stanie sobie wmówić i to, że sobie to uświadamiam  od paru dni spisując wszystko co jem, to jest mój sukces.

Nie martw się tak mocno, ważne jest uświadomienie i poszukiwanie rozwiązania swoich problemów, więc jesteś na dobrej drodze :-)

 

Niedawno zaczęłam przewertowywać swoje życie od 4 lat i stwierdziłam, że bywało gorzej. Teraz jem naprawdę mniej, niż kiedyś, chociaż mama mnie jescze upomina "ile ty chłoniesz?". Podczas ostatnich wakacji poznałam wspaniałego faceta, który nauczył mnie siebie akceptować i nawet się sobie podobam. Stałam się pewniejsza siebie. Samotność też powoli odchodzi. Wczoraj przyjaciółka poprosiła, żebym była świadkiem na jej weselu :-) Czas się więc za siebie zabrać. Ślub na razie przełożony na za rok, ale trzeba zacząć dbać o siebie teraz. Jestem więc na dobrej drodze, by zacząć się kontrolować. Mam nadzieję, że przyczyną tego wszystkiego jest tylko PSM albo przemęczenie.

Po przeanalizowaniu ostatniego pół roku chyba mogę stwierdzić, że jeśli znowu nie spotka mnie okres w życiu, w którym będę czuła totalną pustkę, tak jak kiedyś, to może nie dojdę do takiego stanu, jak kilka lat temu.

Mam więc nadzieję, że ten post to moje dawne odczucia i zachowania i że odbuduję sobie wreszcie bardziej pozytywne postrzeganie siebie samej. Zmieniłam się przecież w przeciągu lat, a dalej wyobrażam sobie siebie, jako objadającego się pulpecika, który zawsze taki pozostanie.

Ale książkę z przyjemnością przeczytam, bo też uwielbiam Pawlikowską.

Dziękuję :-)

Dodaj komentarz

Zawartość pola nie będzie udostępniana publicznie.