Dzień Z E R O, czyli jak dobrze mieć przyjaciela ;-)

Autor

  Kolejna próba pożegnania się z nadprogramowym balastem wydaje się być pozytywną wizją. Zaczęło się od mojego przyjaciela, którego będę tu nazywać   Moim Prywatnym    Motywatorem  (  w skrócie MPM). Także, M PM to dusza cz  łowiek, ma za sobą wygraną walkę z kilogramami. Teraz biega, dużo biega, maratony i inne tego typu biega. No właśnie, BIEGA.  Po dłuższych przemyśleniach stwierdziłam, że jak  ON tak to lubi to trzeba spróbować co to za hokus pokus. Po nocy poświęconej na czytanie tego typu stron i oglądanie filmików na YT jak powinno się biegać wstałam rano w poniedziałek i poszukałam moich butów do biegania zapomnianych przeze mnie, mame i samego Boga ;-)

 Pobiegłam wg planu dla, no nie ukrywajmy, żółtodziobów. Zważając na fakt, że jestem osobą otyłą i mam problemy z kolanami było to trochę ryzykowne ale... mega mega pozytywne! Po raz pierwszy nie biegałam bo ktoś mi kazał (jak na turnusach odchudzających czy na lekcjach wf-u) tylko sama z siebie. Po przyjściu do domu stwierdziłam 'no Jagód, może ostatni raz masz dzień zero' :)

 Mimo, że dziś wtorek to przez te dwa dni zjadłam o wiele mniej niż dotychczas przez jeden. Dzisiaj był trening uzupełniający czyli ćwiczenia na macie w rytmie reagge. :D

 Plusy mojego nowego wielkiego planu :

- oszczędność na zakupach spożywczych :-)

-lepiej mi się zasypia

-mam w sobie duże pokłady endorfin

a minusy? Dopiero o nich pomyślę, gdy dopadnie mnie kryzys. Pozdrowienia ;-)!

Komentarze

Dodaj komentarz

Zawartość pola nie będzie udostępniana publicznie.