O tym, co w głowie siedzi...

Autor

Od ponad dwóch tygodni, kiedy to podjęłam decyzję o zmianie w swoim życiu przez duże "Z", tak siebie obserwuję, patrząc co się będzie działo w środku. Najpierw dziki zapał - "tak, teraz albo nigdy, wreszcie schudnę dokumentnie i całkowicie, nic mnie nie da rady złamać, będę śmiagać na plaży już w to lato ledwo ubrana!,", później przyszło zadowolenie "że jestem wreszcie na właściwym kursie". Po drodze zaliczyłam też takie myśli (i uczynki niestety też), że ten kawałek ciasta i dodatkowa kanapka nie zaszkodzi, bo przecież taaaak mało zjadłam przez cały dzień".

Czyli jednym słowem huśtawka i niestabilność w emocjach, co niestety jest moją pierwszoplanową cechą. Najgorsze jest to, że ja potrafię być bardzo przekonująca i naprawdę mogę sobie wmówić, ze naginanie wcześniej ustalonych zasad jest ok, bo to tylko jedno odstępstwo, że nie spowoduje konsekwencji, bo przecież ogólnie to wiem, co powinnam robić. Rany, jak mnie to męczy :-( I chyba wiem, co tak naprawdę jest mnie w stanie zmobilizować - nie marchewka wisząca przed nosem, czyli obietnica, że jak się postaram, to  bikini w rozmiarze M będzie pasowało na mnie jak ulał, o nie. Na mnie najlepiej działa kijek, czyli przymus,  że będę zmuszona w lato wystąpić publicznie np na bałtyckiej plaży w kostiumie dwuczęściowym i będę się przechadzać między innymi plażowiczami, spotykać znajomych, zagadywać do nich, a niech popatrzą z na mnie w okazałości... Jak by mnie ktoś zmusił do takiego paradowania, to bym MUSIAŁA zrobić wszystko, żeby nie falować ciałem w rytm morza. Przyczepiłam się do tego bikini, ale równie dobrze może to być wpadnięcie do głębokiego dołka, gdzie trzech silnych mężczyzn będzie się drapało po głowach i dzwoniło po dźwig, żeby mi pomóc się wydostać.

Przydałby mi się taki esperal do odchudzania, inaczej nie mam na siebie sposobu, bo zagadam bzdurami tę lepszą część  mnieco chce biegać i się odchudzić.

Motywacjo, silna wolo i konsekwencjo - przybądźcie ku pomocy, zanim zapomnę po co to piszę!

Komentarze

Znam to bardzo dobrze. Co to jest ta garść orzechów w porównaniu do tego ile przebiegłam. Albo przecież to tylko jabłko, jogurt, jajecznica itp, itd. A z każdym takim "grzeszkiem" cel się oddala i wtedy przychodzą wyrzuty sumienia i jest jeszcze gorzej... Też mnie to męczy. Ale jesteśmy tylko ludźmi :) Także głowa do góry, pooglądaj zdęcia lasek w bikini i ubierz się w swoje ;) Ja tak zrobiłam i motywacja wróciła :D Silna wola jest już w drodze, czeka tylko na poprawę pogody :)

Pozdrawiam :)

Andżi

Właśnie o to chodzi! Jakby mi ktoś kazał umieścić w moim avatarze zdjęcie w bikini (bo jakby ktoś pytał, to które teraz się pokazuje, jest podobne ,ale  jednak nie moje...;-) ) to byłabym straaaasznie zmotywowana, żeby takiego żenuła nie przeżywać. Wiem, wiem, gadam jak baba, ale taka natura we mnie drzemie, ale ja wszystkim (i sobie) jeszcze pokażę!

OK. Sama chciałaś.

Proszę 6 grudnia 2012 umieścić w avatarze swoje zdjęcie w bikini!

;-)))

No bo wszysto dzieje się w naszych głowach i nic tego nie zmieni. Czekanie na cudowną tabletkę (esperal) to tylko kolejna wymówka. A może lepiej ze sobą pogadać, ustalić konkrety - ot tak jak czekista z czekistą - i sukcesywnie realizować plan? Określ cele krótko i długo terminowe, nie zakładaj, że za 2 tygodnie wyłonisz się z morskiej piany jak bogini jakaś  - zapomnij, tak to nawet w Erze nie ma (bo i Ery już nie ma ;)  Rozdwojenie  - biała i ciemna strona mocy - jest normą. Delikatna forma schzofremii gdzie ten od jedzenia często wygrywa to niestety wiatrak, z którym trzeba powalczyć. Jak czujesz się za miękka to na równi z poradą dietetyka warto pogadać z jakimś psychologiem (no chyba, że masz odlot total to i psychiatra może być ;)))

Pamiętaj, że ziarnko do ziarnka i ........ pozbędziesz się kilosów. Małymi kroczkami można daleko zajść, bo:

nie ma rzeczy niemożliwych - są tylko mniej lub bardziej prawdopodobne

Dodaj komentarz

Zawartość pola nie będzie udostępniana publicznie.