To jest wojna! Jasiek budzi się z zimowego letargu i jest w*&%^&$^&@*@ ;-)))

Autor

Portret użytkownika Jan
Jan

Wróg nie spodziewał się zimowego ataku i dzięki temu udało się wyrwać, jak na mój gust, pokaźną zdobycz (sam atakujący, czyli ja, planował tylko obronę, mimo, że przez atak, i też był zdziwiony osiągnięciami na froncie). Ale w końcu organizmowi udało się zastopować atak i w marcu front się zatrzymał. Ściana.

Jeszcze 1 kwietnia dało się pocieszyć osiągnięciami zimy, ale już następnego dnia zebrał się Sztab Generalny pod moim oczywiście przywództwem i zarówno świadomie jak i podświadomie zaczął się zastanawiać jak zaradzić ścianie.

Wydaje się, że organizm w marcu przyzwyczaił się do sytuacji ponieważ wzmożenia ataków na tych samych pozycjach nie przynosiło żadnych efektów. Najwyraźniej ja też popadłem w zimowy letarg, bo wydawało mi się, że wszystko jest już ułożone i teraz muszę tylko dociskać i zacząłem się starać aż za bardzo przy jednoczesnym braku elastyczności.

 

Koniec z tym! Nastąpiło przegrupowanie sił!

Już od rana atak na 4 flankach: na dzień dobry woda + ćwiczenia + bieg + śniadanie z  bomba (kaloryczną? Oj nie...) białkową! 4 łyżki jogurtu naturalnego, 4 łyżki greckiego, 2 płaskie łyżki otrąb owsianych i sypkiego słodzika (inaczej jest za kwaśne). Wymieszać. Zjeść. I tak codziennie. To potrafi mnie trzymać, w sensie nie jestem głodny, przez dobrych kilka godzin.

W niedzielę dajemy odpocząć ciału dlatego tylko delikatne formy ruchu, ale bomba białkowa jak najbardziej pozostaje w mocy. Za to w piątek to już nie bomba, ale białkowe naloty dywanowe z jajecznicą z 5 jajek na czele i wędzonym łososiem.

Biegam rano już od jakiegoś czasu, ale ciągle tyle samo (był taki moment, że truchtałem nawet 1,5 godziny.). Błąd! Teraz wszystko jest  szarpane. Raz biegam 15 minut, a innym razem godzinę. Organizm nigdy nie wie czego może się spodziewać. Jak starcza czasu to wieczorem idę jeszcze na ekstra spacer, szybki marsz albo ćwiczenia siłowe. Do ćwiczeń porannych włączyłem kilka nowych w tym te które tu polecaliście. Dzięki.

Jem też inaczej. O porannej bombie białkowej pisałem, ale reszta dnia też się zmieniła. Główna przyczyna oprócz ściany to wiosna. Chyba przez nią wieczorami miałem ochotę, aby ciągle coś jeść. Postanowiłem się nie cackać i ok. 20-21 jem obiad. Tak jest. Dobrze słyszycie. Obiad! Nie obżeram się, ale jem do syta. Jestem pełny. Do tego lekki deser po i po takim czymś przez cały wieczór nie mam ochoty nic jeść. Do spania idę ok. północy więc jest w sam raz czyli ostatni posiłek 3 godz. przed snem.

W trakcie dnia kiedy poranna bomba przestaje działać piję wodę i jem drobne posiłki (lunch jest więcej niż drobny, ale raczej nie za wielki). Do tego ograniczyłem detoks węglowodanowy (na razie delikatnie). Dlatego w menu pojawia się i bułka od czasu do czasu (wyłącznie świeża i chrupiąca wtedy nie muszę niczym smarować), i makaronu troszkę, choć nie za wiele. Czasami dziabnę jakiegoś małego cukierka czy batonik zbożowy. I tak to już będzie czyli powoli przywracam do łask niektóre produkty.

Jestem bardzo ciekaw jakie efekty to przyniesie. Na razie wróciła mi radość z działań, które podejmuję, a jednocześnie mam wrażenie, że wszystko dzieje się jakby obok, a w marcu mimo, że się bardzo starałem (dziś widzę, że przesadnie) to czułem się już wszystkim zmęczony.

Komentarze

Wiesz co, po przeczytaniu i we mnie wstąpił duch walki! Chyba skoczę do łazienki i namaluję sobie szminką na twarzy barwy wojenne ;)

Twój zapał jest niesamowity. Inspirujesz mnie, dzieki. I dawaj oczywiście znać, jak efekty.

Hahaha...  widzę, że inspiruje do szalonych rzeczy. Swoją drogą dzięki za miłe słowa. Zapewniam Cię, że Twoje wpisy też mnie inspirują. Bardzo lubię to forum...

Bravo Janie :):) I o to w tym wszystkim chodzi :):) Mimo całej powagi sytuacji, bo wszak poważnie traktujemy nasze zmagania, trzeba się tym wszystkim ... bawić :):) tak bawić :):) eksperymentować, kombinować, zmieniać :)  oczywiście wszystko w ramach zdrowego rozsądku. Jak wkradnie się monotonia i nuda sypną nam się nasze plany i znowu będzie płacz i zgrzytanie zębów a to już krok do zajadania się i braku sensu w tym całym zrzucaniu wagi :( Twój wykres wagi może być wzorcem :) Będę sobie go oglądał czasem dla naładowania akumulatorka :):) Skoro Jan może to czemu nie ja ? ? ?:):):) Dzięki :)

"Przy wysokiej insulinie nadwaga nie zginie" :):):)

Dzięki za dobre słowo i ciesze się, że mamy podobne podejście. Także do diety (czytałem Twój komentarz pod innym wpisem). Wydaje mi się, że liczenie kalorii to nie dla nas. Ja szczerze podziwiam tych (czyli głównie panie), którzy są  w stanie liczyć codziennie kalorie i na tej podstawie podejmować działania. Również z tej wiedzy korzystam, ale nie aż tak...

A wykres... swoją drogą świetnie, że Maciej go wprowadził... nie zawsze był wzorem. Jak patrzysz na rok 2009 to raczej antywzorem ;-)

Faktycznie Janie Twój wykres pomiarow wygląda rewelacyjnie!!!  To co idziemy wszyscy na wojnę:)) ??

Zapraszam :-)))

Tobie również dziękuje za dobre słowo. Wzór jest jaki jest, ale prawda jest też taka, że spadam z wysokiego konia (115kg, otyłość) i ma to swoją dynamikę. Ja dopiero zbliżam się do poprawnego BMI, a najtrudniej ponoć zgubić ostatnie 5 kg... ;-)

Dodaj komentarz

Zawartość pola nie będzie udostępniana publicznie.